Wiesz jakie jest najgorsze uczucie na świecie? Kiedy ktoś sprawia ci zawód. Kiedy ktoś, kogo uważałeś za bliską ci osobę rani cię tak, że nie czujesz prawie nic, oprócz nienawiści. Rozpadasz się, wyciągając ręce ku górze, czekając aż ktoś cię złapie i pomoże wyciągnąć z grząskiego bagna. Swoje życie nazywasz bagnem które pozostawiła po sobie Ingrid. Nie wiedziałeś gdzie jest. I świadomość tego bolała najbardziej. Bo mimo tego, co tobie zrobiła, nadal się o nią martwiłeś. Może pewna część ciebie, w jakiś pokręcony, dziwny sposób, wciąż ją kochała.
Byłeś do niej przywiązany. Mieliście dziecko. Wciąż przecież je macie, to ona odeszła. Z dnia na dzień. Pewnego dnia było idealnie. Mieszkaliście u twojej mamy, jak ty teraz, wróciłeś z treningu, a ona z uśmiechem na twarzy otoczyła swoje smukłe ramiona wokół twojej szyi. Pocałowałeś ją w policzek, a chwilę potem zajrzałeś do swojej piękności, która akurat w tym momencie głośno kwiliła. Mimo młodego wieku byłeś dojrzały. Uniosłeś ciężar, jakim było ojcostwo. Fakt, to nie było przewidziane dziecko, ale w momencie, kiedy ci o nim powiedziała, już je kochałeś. Twoi rodzice nigdy nie okazali żadnego rozczarowania z powodu twojego postępowania. Zawsze cię wspierali i byli przy tobie. Czysta sielanka, prawda? Następnego dnia wróciłeś o tej samej porze, co wcześniej. Ingrid już nie było. Nie było niej, ani jej rzeczy, łóżko było dokładnie zaścielone, szafa pusta, a na stole leżała jedyna, mała karteczka. Z informacją, że Claire jest z dziadkami na spacerze. Nie rozumiałeś, czemu to zrobiła. Czy przerósł ją fakt, że urodziła w wieku dwudziestu dwóch lat, czy może czuła się samotna, chociaż ty nigdy nie dawałeś jej powodów ku temu.
Nie rozumiałeś.
Nie rozumiałeś.
- Może ona już nie wróci? - nieśmiało zapytał cię Velta, kiedy pakowaliście się tuż po skończonym treningu. Zmroziłeś go wzrokiem, bo przecież dawno ustaliliście, że na treningach nikt nie miał prawa wspomnieć o tej sprawie. Musiałeś się maksymalnie skupiać na karierze, przynajmniej to odciągało cię od problemów. Westchnąłeś, upychając rzeczy do torby, ale nic nie odpowiedziałeś. Rune, widząc, że nic nie wskóra dodał - Może wyskoczysz z nami dzisiaj do baru? Chłopaki chcieli cię wyciągnąć, ale żaden nie był na tyle odważny, by zapytać. Poza tym, dawno nie byłeś nigdzie poza domem i skocznią. To ci dobrze zrobi.
- Może. - odparłeś. - No dobra, widzimy się o dziewiątej, tam gdzie zawsze. - Rune uśmiechnął się i poklepał cię przyjacielsko po plecach. Naprawdę się cieszył. Ostatnio wasze relacje się trochę popsuły, a przecież byliście przyjaciółmi i chciał dla ciebie jak najlepiej.
- To widzimy się, Phill. Na razie!
- Może. - odparłeś. - No dobra, widzimy się o dziewiątej, tam gdzie zawsze. - Rune uśmiechnął się i poklepał cię przyjacielsko po plecach. Naprawdę się cieszył. Ostatnio wasze relacje się trochę popsuły, a przecież byliście przyjaciółmi i chciał dla ciebie jak najlepiej.
- To widzimy się, Phill. Na razie!
Oczywiście nie mogłeś ufać swoim kolegom z drużyny. Miało być jedno piwo w barze, a jak zwykle wylądowaliście w obleganym klubie w centrum miasta, gdzie na parkiecie królowały kuso ubrane panienki i obłapiający je napakowani faceci. Rzygać ci się chciało od samego widoku, więc od razu pognałeś do loży usytuowanej jak najdalej zgiełku. Hilde nie byłby sobą, gdyby nie poszedł od razu na podboje. Ty, Rune, Fannemel i Forfang zostaliście na miejscach i zamówiliście po kilka setek na głowę. Na rozweselenie. Kilkadziesiąt minut później śmialiście się do rozpuku z rzeczy wcale nie śmiesznych dla trzeźwych śmiertelników. Byłeś naprawdę wdzięczny kolegom, że cię wyciągnęli, bo czułeś się świetnie. Płynący w krwi alkohol cię tak błogo relaksował, że nie spostrzegłeś się, jak chwilę później wywijaliście z Rune i Andersem do znanego układu choreograficznego. Zrobiliście furorę, bo zebraliście salwę oklasków. Przybiliście ze skoczkami piątki i zadowoleni ruszyliście do baru po kolejną dawkę rozweselacza. Stojąc przy ladzie i czekając na barmana owionąłeś wzrokiem całą salę, a twoją uwagę przykuła pewna blondynka zalecająca się do Toma. Natychmiast spoważniałeś. Uważnie się jej przyjrzałeś i, nie wiedziałeś, czy to przez procenty, czy twoja chora wyobraźnia sobie wyimaginowała ten obraz, ale kiedy odwróciła się bardziej w twoją stronę, doszedłeś do wielkiego odkrycia jakim było stwierdzenie, że była całkiem podobna do Ingrid.
- Phillip, nie martw się już tak. - Anders mylnie odebrał źródło twojej powagi. Pewnie myślał, że znów rozpaczasz nad swoją dziewczyną. Nie rozpaczałeś. Byłeś ciekawy blondynki stojącej naprzeciw waszego kumpla. - Policja jej szuka od dawna i jestem pewny, że niedługo się wszystko wyjaśni... - w pewnym momencie przestałeś już słuchać kolegi. Z racji tego, że staliście wcale nie tak daleko Hilde, mogłeś spokojnie analizować każdy szczegół twarzy młodej kobiety.
Nie, to nie była ona. Nie twoja Ingrid. Ale przez dłuższy czas jeszcze nie mogłeś oprzeć się wrażeniu, że widziałeś między nimi podobieństwo.
________________
Jakie to beznadziejnie krótkie -.- Ale to wina mojego nowego komputera, na którym nie mam jeszcze Worda i muszę ratować się podrzędnymi programami, których obsługi do końca nie ogarniam.
Zaskoczeni bohaterem? ;)